poniedziałek, 3 lutego 2014

Fotoferie

A teraz część zdjęć z naszego krótkiego wypadu do Jeleniej Góry.
Pakowanie na dwa (góra trzy) dni okazało się bardziej skomplikowane niż się mogło wydawać. Otóż, jak zawsze, potwierdza się, że im człowiek jest większy, tym mniej bagaży potrzebuje. Młodsza M zajęła swoimi drobiazgami cały bagażnik (a auto duże, w końcu rodzinny mini van) i część bagażnika na dach. Dobrze, że takowy udało się pożyczyć (jeszcze raz dziękujemy właścicielom ;)) bo my już nie mieli byśmy nawet skarpetek na zmianę gdzie schować.
Dotarliśmy na miejsce w sobotę przed południem, po dłuugiej (ponad dwugodzinnej ;)) i męczącej podróży. Młodsza M spała na sam koniec jakieś 15 minut, a wcześniej nie była, delikatnie mówiąc, zadowolona z podróży.
A to moment na który czekają wszyscy podróżujący rodzice:


Wam się tylko wydaje, że starsza M śpi (mi się też tak wydawało), a to zmyła była.

Dobrze, że P nie spał ;)


Na miejscu herbatka i w drogę. Zobaczyć miasto i zjeść coś na obiadek.



W niedzielę natomiast plan był dość ambitny, zważywszy na to, że jest zimno, a młodą trzeba jakoś nakarmić i przewinąć, a starsza M też łazić za dużo nie będzie.
I tak zaczęliśmy od Karpacza. Tam na pierwszy ogień muzeum zabawek. Starsza M była zachwycona, młodszej było wszystko jedno.










Następnie wystawa Lego. Ja z młodszą M nie wchodziłam bo ona nie była zainteresowana, a ceny niebotyczne. No to my spacerowałyśmy uliczkami Karpacza. Trzeba mieć nie lada krzepę w łapach żeby wózek po tych górkach pchać, a przecież ludzie tam na stałe mieszkają i codziennie na spacery chodzą.
No i znalazłyśmy widoczek (tu rozładował się mój telefon więc resztę zdjęć dodam później, jak ukradnę z telefonu P).
Następnie Szklarska Poręba i wodospad Szklarki. Tam poznaliśmy Maxa. Bernardyna, z którym mamy zdjęcie (zrobione przez fotografa, przyjdzie pocztą). Kolejny Harrachov, spacer, zwiedzanie, oglądanie i pyszny czeski obiadek. Po powrocie do domku byczenie się na kanapie. Młodsza M prawie nie spała w ciągu dnia bo co zasnęła w aucie, albo w wózku to gdzieś wchodziliśmy, albo przesiadka z auta do wózka była i się budziła. Myślicie, że spała w nocy? Nic bardziej mylnego. Standardowo smoczek co godzinę, cycek co dwie lub trzy.
Dzisiaj wróciliśmy do domku. A i to nie mogło obyć się bez zwiedzania, bo w nawigacji się coś poprzestawiało i postanowiła omijać wszelkie główne drogi. Wysyłała nas nawet gruntowymi drogami oznakowanymi ostrzegawczo, że są wyłączone z zimowego utrzymania. Dobrze, że śniegu nie było, bo gdzieś byśmy się po drodze zakopali i do teraz tam tkwili. Rzecz jasna młodsza M nie spała po drodze (no poza 20 minutową drzemką na początku), ale za to starsza M przespała pół drogi. To pewnie ten aviomarin ;)




No i to tyle by było na dziś. W najbliższym czasie będzie o naszych wielopieluchach w czasie wyjazdu. No i jakieś podsumowanie na ten temat może się uda. W końcu trochę już ich używamy i spostrzeżenia jakieś mam.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz