wtorek, 11 lutego 2014

Dentysta dziecięcy

No i miało być dzisiaj o naszej wizycie na basenie i o kilku innych miłych sprawach. Jeszcze zabierałam się napisać o naszej tolerancji, ale wyszło inaczej. Poza przyjemnościami od miesiąca zaplanowaną miałyśmy (z większą M) wizytę u dentysty. Przegląd i lakowanie szóstek, bo wyszły właśnie, a do ukończenia 7 roku życia jest bezpłatne (urodziny tuż tuż więc się spieszyłam z rejestracją). No i tu zaczyna się długa przeprawa.
Otóż, zaczęło się jakiś miesiąc temu kiedy zauważyłam, że owe szóstki wyłażą. Biorę więc telefon  i dzwonię do naszej dentystki co by się na lakowanie umówić. No niestety pierwszy termin dopiero w marcu (a mamy połowę stycznia) bo Pani dentystka (nasza) ma długie wolne (na jakiś zabieg się chyba szykowała jak byłam ostatnio więc może to to), ma być w lutym, ale może to być pod koniec, a nas czas goni. Nie zależy na tej konkretnej Pani, w zespole jest jeszcze kilku dentystów, więc poproszę do kogokolwiek. No, ale z tym też nie tak łatwo, bo terminy też na koniec lutego najszybciej, a właściwie to na marzec. Za późno. Zdobyłam (a właściwe P zdobył) dwa numery do innych placówek, będę próbować gdziekolwiek. Pierwsze miejsce (Korona w Nowej Soli), udało się umówić na 11 lutego. No git, niech będzie ten 11. Czekałyśmy miesiąc, aż nadszedł ten dzień. Mniejsza M do babci, a my do Korony. Po wejściu przywitała nas jakaś Pani, nie wiem czy to lekarz, recepcjonistka czy też pomoc. Pani się nie przedstawiła, a identyfikatora żadnego. Pani na którą? Na 16:20. Dobrze proszę poczekać (jest 16:23, ale ok poczekamy nie ma problemu). Za chwilę pojawia się kolejna pacjentka i kolejna Pani. I znowu Pani na którą? Na 16:20. A Pani? Pyta druga pacjentkę. Na 16:30 odpowiada pacjentka. Zdziwienie Pani z personelu. Zagląda do zeszytu. No faktycznie tak nas umówiono. Dla nas przewidziano zaledwie 10 minut? No i właściwe prawie te całe 10 już czekamy bo jest 16:26. Pojawia się znów pierwsza Pani i pyta czy my tu pierwszy raz. No tak. No to proszę tu do rejestracji, trzeba kartę założyć. Po założeniu karty z gabinetu wyłania się Pani, która powitała nas jako pierwsza i zaprasza do środka. Niby nic wyjątkowego, gdyby nie to, że Pani ma założoną maseczkę na twarz. Młoda nie boi się dentysty, ale na ten widok zwątpiła. No co za pomysł, żeby tak do dziecka wychodzić? Po wejściu do środka okazuje się, że młoda na tyle skołowana, że usiąść sama na fotelu nie chce. Siada mi  na kolanach. Okazuje się też, że Pani w maseczce to pomoc (technik chyba to jest), a Pani, która pojawiła się w międzyczasie jako druga to lekarz. No i ogląda te ząbki, a Pani pomoc notuje w karcie spostrzeżenia (a ta maseczka to do pisania w karcie niezbędna po prostu jest). Lekarka zdziwiona, że jeszcze wszystkie ząbki mleczne są i żaden nie leczony, no i potwierdza wyjście czterech szóstek. Konkluzja jest taka, że jeśli chcę je zalakować bezpłatnie to muszę się pośpieszyć i jakąś wizytę umówić w miarę szybko bo to do ukończenia 7 r.ż. Tu moje zdziwienie, jak to nie zalakują tego dzisiaj? Przecież po to przyjechałyśmy. A no nie. Bo to był przegląd, a w poczekalni już czeka kolejna pacjentka. Na nic moje zapewnienia, że jak ją umawiałam to właśnie jasno powiedziałam, że na lakowanie. Taka procedura. Pierwsza wizyta to przegląd, a następna to może być dopiero lakowanie. Na nic też moje narzekanie, że od poniedziałku zaczyna się szkoła, a ja też mam problem żeby małą z kimś zostawić. Jak Pani chce to Pani doktor specjalnie dla Pani poszuka jakiegoś szybkiego terminu, bo normalnie to na koniec marca umawiamy, ale jak Pani nie ma czasu.... No dobra niech Pani umawia. Wychodzimy o 16:46 z terminem na za tydzień na lakowanie. Jestem wkur....., że lepiej żeby mi nikt nie podszedł. Wielka wyprawa dla 3 minut na fotelu. No szlag.
Jedziemy po małą M do babci, a po drodze do marketu po płatki Nestle z grą Angry Birds bo młoda żyć bez tego nie może, a obiecałam, że jak się ładnie będzie zachowywała u dentysty to dostanie. Płatki na szczęście są. Chociaż to załatwione. Z marketu weszłyśmy do naszej Pani dentystki, bo może jest i wolałabym na to lakowanie do niej, bo do tej Korony nie chcę wracać. 
Okazało się, że naszej Pani dentystki jeszcze nie ma, a do kogoś innego to dopiero terminy na koniec marca. Poza tym trzeba sprawdzić czy ząbki się nadają do lakowania. No to mówię, że to już sprawdzone i że się nadają. A skąd Pani wie, ktoś sprawdzał? No tak w Koronie byłyśmy. Tu pojawiło się dla Pani światełko w tunelu jak się pozbyć baby (czyli mnie). Pani jest pacjentką Korony? No nie, jestem tutejszą  pacjentką. A dlaczego Pani od razu w Koronie nie zalakowali tych ząbków? No właśnie, też chciałabym wiedzieć. No i koniec końców Pani powiedziała, że od poniedziałku jest nasza Pani dentystka i żeby dzwonić czy znajdzie dla nas czas. Pytam jeszcze ostatkiem nadziei czy naprawdę nikt nie znajdzie dla nas chwili żeby te ząbki zalakować. No i się dowiedziałam. To nie jest chwila, to trzeba do systemu wprowadzić i EWUSia sprawdzić. No litości, to jest największy problem? Już nie chciałam proponować, że zrobię to za Panią, bo mogłaby się wkurzyć, a pamiętać trzeba w takich sytuacjach, że wbrew pozorom, konkurencji i kapitalizmowi to ja jestem tu na przegranej pozycji. Stanęło więc na tym, że w poniedziałek udam się do Pani Oczkowicz (nasza dentystka, młodej od urodzenia, a moja od prawie 20 lat) i mam nadzieję, że do końca lutego nas gdzieś wciśnie. Nie zamierzam płacić za to jeśli jest możliwość skorzystania z refundacji.
Po powrocie do domu zadzwoniłam jeszcze do AllMedu (to było drugie miejsce po Koronie gdzie miałam dzwonić w styczniu) i udało się umówić na lakowanie na 21. Jeśli uda się w poniedziałek do naszej dentystki to odwołam AllMed i Koronę. Jeśli nie odwołam rzecz jasna Koronę.
Swoją drogą muszę sprawdzić ile taki dentysta zarabia na lakowaniu takich szóstek, że jakoś nikomu się nie spieszy do tego. Zwyczajnie się nie chce.
Na domiar mojego podkurzenia ostrego, po drodze do domu weszłam do apteki kupić P aspirynę bo przeziębienie go rozbiera. Pani podała i woła 6,49 (kupowałam Polopirynę bo deczko tańsza). Wyciągam kartę bo w portfelu zaledwie piątak. Płatność kartą powyżej 10 złotych. Noż kur.... Już chciałam poprosić o kontakt do operatora terminala, bo to bezprawne jest, ale odpuściłam. Mówię tylko Pani, że nic więcej z apteki nie potrzebuję żeby te 10zł nazbierać, a mam tylko 5zł. Myślałam, że odpuści bo przecież terminal przyjmie każdą kwotę, nawet najmniejszą. To tylko ich wewnętrzne uregulowanie. Pani jednak nie zareagowała w ogóle. Zabrała tylko moją polopirynkę i odstawiła na półkę. Wrrr. Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Gdybym napotkała kogoś po drodze do auta, kto by mnie dodatkowo choć troszkę zdenerwował to bym przywaliła jak nic. Przykry koniec miłego dnia.
A w następnych postach, mam nadzieję, o naszym wypadzie na basen. Przy tej okazji powrót do tematu BabySwimmer'a, o którym pisałam już tutaj i o tolerancji. Zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz