poniedziałek, 8 grudnia 2014

SEN Z POWIEK



No i jak? Oglądaliście?
Ja, tak jak pisałam, dałam radę obejrzeć tylko początek pierwszego z filmów. I właściwie AŻ, bo jak dla mnie i tyle było za dużo. Wciąż zadaję sobie pytanie Jak można?. Jak matka może tak traktować swoje bezbronne dziecko? Ale czy trzeba być matką żeby mieć serce? Przecież wystarczyłoby być człowiekiem. ŻADEN człowiek nie powinien świadomie i z premedytacją sprawiać ból zarówno fizyczny jak i psychiczny drugiemu człowiekowi. Wiem wyświechtane dyrdymały. Puste ogólne słowa. Ale ja w nie wierzę. Wierzę, że nie po to jesteśmy na tym świecie żeby uprzykrzać to bycie innym. A już na pewno nie dziecku, które świata nie zna i nie potrafi zrozumieć pewnych zdarzeń. Zresztą ja też nie potrafię tego pojąć. I znów zadam pytanie Jak można? To biedne maleństwo z pewnością myśli, że tak właśnie ma wyglądać życie, że tak ono wygląda. Płacze, buntuje się, próbuje komunikować swój ból, ale w końcu się poddaje. I nadal jest bite. Odwraca się od oprawcy i znosi to co funduje mu matka. Nie powinno się jej w sumie nazywać matką. Tylko jak? Z tego co wiem i czytałam w komentarzach do tego filmiku kobieta siedzi (bądź przynajmniej siedziała) a dziecko znajduje się w rodzinie zastępczej. Chciałabym, choć szczególnie mściwa nie jestem, żeby znalazł się w tym więzieniu ktoś komu będzie przeszkadzało co zrobiła. Ktoś kto mimo, że siedzi tak jak ona nie będzie tolerował takiej przemocy wobec bezbronnego maluszka. Wreszcie ktoś kto będzie wystarczająco silniejszy od niej i choć po części da jej poznać ten ból i bezsilność którą czuło jej dziecko. Oby też nigdy nie miała pod opieką żadnego innego dziecka. Oby do żadnego nigdy się nawet nie zbliżyła. Opieka… No właśnie i tu przechodzimy do drugiego filmiku. Jego nie oglądałam bo nie dałam rady. Przeczytałam tylko opis. I znów przemoc wobec bezsilnego dziecka. Skąd w ludziach tyle okrucieństwa. Dziecko zostawione przez rodziców, w jak najlepszej intencji, z opiekunką. Jak to dziecko pojmowało to co się stało? Czy taki maluch myśli, że rodzice rękami takiej opiekunki (oprawczyni) tak je traktują? Czy identyfikuje rodziców z całym zdarzeniem, jako tych którzy zostawili je z tą kobietą? Jak odbudować poczucie bezpieczeństwa w takim dziecku?
Czy takie dzieci jako dorośli ludzie będą potrafili odnaleźć się w „normalnym” społeczeństwie? Czy będą potrafili kochać i czułością odnosić się do drugiej osoby? Może własnego dziecka.
Z tego co wiem z komentarzy to owa „opiekunka”, po obejrzeniu filmiku przez ojca, została przez niego dotkliwie pobita. Teraz siedzi (lub siedziała), a w skutek obrażeń jest karmiona przez sondę i trwale przykuta do wózka inwalidzkiego. Nie gwarantuję czy to prawda czy plotka, ale gdyby ktoś zrobił coś takiego mojemu dziecku to też nie byłabym wyrozumiała. Jeśli ojciec dysponował wystarczającą siłą fizyczną to jest to możliwe. Czy słuszne? Oko za oko? Jeśli coś takiego spotyka dziecko, które w pełnym zaufaniu, zostało zostawione kobiecie, która zastąpić miała rodziców to chyba jestem za. Nic nie jest w stanie odwrócić zdarzeń, ale kara więzienia jest niczym w stosunku do tego co spotkało to dziecko.
Ile jest takich zbrodni na świecie? Ile dzieci w tym momencie cierpi? Ilu ludzi w chwili kiedy to czytacie znęca się nad najmniejszymi? Czy można ich w ogóle nazwać ludźmi? Nawet zwierzę nie znęca się fizycznie nad osobnikami swego gatunku dla zabawy. Tylko człowiek, zwierzę rozwinięte, inteligentne potrafi zgotować niewinnemu, bezbronnemu człowiekowi taki los.
Raz w życiu widziałam jak kobieta idąca przede mną chodnikiem szarpała i na siłę ciągnęła chłopca. Mniej więcej dwulatek nie nadążał przebierając nóżkami za swoją spieszącą się matką/opiekunką. Ta nerwowo szarpała je za rączkę, ono potykające się i ciągnięte na siłę. Dramat. Dla mnie szczególny bo nie zareagowałam. Ten obraz z pewnością będzie mnie prześladował długo. Dlaczego nie pomogłam? Mam do siebie żal i teraz na pewno starałabym się coś zrobić. Wtedy ta sytuacja była dla mnie na tyle szokująca, że nie poukładałam sobie tego w głowie w porę. Zanim zebrałam się w sobie to kobiety i maluszka już nie było. Zamurowało mnie i nie wiedziałam co miałabym jej powiedzieć. Obawiałam się też konfrontacji słownej, może nawet fizycznej z rozwścieczoną matką. Trzeba było powiedzieć DOŚĆ!! Mówmy dość wobec przemocy wobec dzieci. Jeśli najbliżsi nie potrafią ich uchronić lub też sami znęcają się nad nimi, to ktoś musi stanąć w ich obronie bo same nie dadzą rady.

wtorek, 2 grudnia 2014

Tak czy inaczej....



Witam Was po długiej przerwie. Właściwie bardzo długiej przerwie.
Czas tak szybko mija. Mniejsza M za pięć dni kończy półtora roku… Zleciało jakby to było zaledwie kilka miesięcy. Zleciało, a ja już tęsknię za niemowlakiem albo wręcz noworodkiem. Moje dzieci dorastają a ja właściwie nie młodnieję. Ostatnio w związku z tym nachodzą mnie różne przemyślenia. Nie czuję się zrealizowana w życiu, nie czuję satysfakcji. Czas ucieka, a ja nie ogarniam codzienności. Pranie, gotowanie, sprzątanie… Chciałabym poświęcić więcej czasu dzieciom, a takowego zwyczajnie brak. Jak już przychodzi weekend to nie wiem w co ręce włożyć. Spacer, sprzątanie, spanie, basen większej M, obiad i niewiele już dnia zostaje. I tak znów robi się poniedziałek, a za nim już piątek i tak wkoło Macieju (albo dookoła Wojtek, w zależności od obszaru Polski z jakiego pochodzi mówiący).
W domu nie ogarniam całości, w pracy nie ma szans żeby mnie ktoś docenił. Może zwyczajnie ja za wysoko się ceniłam i brak uznania ze strony otoczenia jest jak najbardziej adekwatny do rzeczywistości. Pozostaje mi tylko egzystować i cieszyć się z każdego dnia z dziećmi. Każdy uśmiech i uścisk po pracy jest bezcenny.
Nachodzą mnie myśli, że jestem do niczego i gdyby nie dzieci nie wstałabym rano z łóżka. Czy to tylko jesienna chandra czy też jakiś głębszy dołek?? Któż to wie. Okaże się wiosną.
A z całkiem innej beczki (choć przygnębiającej niewątpliwie). Trafiłam ostatnio na dwa bardzo przykre filmiki w necie. Obejrzyjcie i pogadamy o nich następnym razem (ja nie dałam rady obejrzeć pierwszego do końca, drugiego nie oglądałam wcale, opis mi wystarczył).
http://www.cda.pl/video/3781043/Udostepniajcie-to-niech-zabiora-jej-dziecko
https://www.facebook.com/video.php?v=10152933086492845&fref=nf

No i znów szukając tego pierwszego filmu zobaczyłam początek. I znów mam dość. Płakać się chce z bezsilności. Jak można??

wtorek, 8 lipca 2014

Wakacje i akcje

No i wróciliśmy. Wprawdzie w domu byliśmy w sobotę wieczorem, ale odzywam się do Was dopiero teraz bo na głowie było mnóstwo, całe mnóstwo, prania i odwiedziny u "wszystkich" z pamiątkami i zdjęciami.
W sumie nad morzem (w Mrzeżynie) byliśmy osiem dni. Pogoda jak zwykle na polskim Bałtykiem była różna, ale teraz to już lekko przegięła. Wyjeżdżaliśmy z domu w piątek w południe (zaraz po rozdaniu świadectw) i ten piątek u nas był bardzo ładny. Na miejscu jednak nie było już tak ciepło. Sobota do południa była deszczowa (dzień poświęciliśmy na zakupy), po południu jednak zrobiło się ciepło i słonecznie. Natomiast niedziela to było apogeum. Na zewnątrz najwyżej 15 stopni i jak nie deszcz to mżawka. Zmokliśmy, ciuchy nie schły, w pokoju zaczęło się robic coraz zimniej. Żałowałam wręcz, że nie wzięłam farelki (a taki pomysł przeszedł mi przez głowę i żałowałam, że nie posłuchałam intuicji). Od poniedziałku pogoda lekko zaczęła się poprawiać po to by w piątek (na dzień przed wyjazdem) osiągnąć 35 stopni i bezchmurne niebo. W sumie dobre i to, bo równie dobrze ładna pogoda mogłaby się zrobić dopiero PO naszym wyjeździe. Sobota (dzień wyjazdu) była całkiem słoneczna i lekko bardziej wietrzna (na tyle mały wiatr, że nie było potrzeby rozkładania parawanu, jednak na tyle odczuwalny, że upał nie był tak uciążliwy). I tak oto zleciały nasze wakacje (dokładniej wakacyjny wyjazd), a od poniedziałku wszyscy do pracy. W sensie P kończy się urlop, a ja zaczynam po długiej przerwie od nowa (koniec kitranego od dłuższego czasu i mocno zaległego urlopu). Jak to się poukłada? Trudno powiedzieć. Mniejsza M MUSI chodzić do żłobka (nie ma mowy o chorobach, mam nadzieję, że już szczęśliwie wszystkie się pokończyły), a większa M... No cóż dopóki są wakacje będzie się tułać po babciach, będziemy improwizować. Rano będzie trzeba odwieźć mniejszą M do żłobka, większą (o ile nie będzie nocowała u babci) zostawić u babci i pozbierać ludzi (dojeżdżają z nami do pracy jeszcze trzy osoby). Nie przewiduję żeby dało się to zrobić jednym samochodem bo zwyczajnie się nie zmieścimy. Zapewne będziemy się dzielić i P będzie zbierał ludzi a ja będę odstawiać ;) Jednak dokładny scenariusz narysuje się sam.
A teraz krótka fotorelacja-wakacja:
Dzień pierwszy (piątek):










Dzień drugi (sobota):




















Dzień trzeci (niedziela):













Dzień czwarty (poniedziałek):

















Dzień piąty (wtorek):




Tylko jedno zdjęcie (na razie), bo byliśmy w Kołobrzegu i nie miałam głowy ani rąk do robienia zdjęć komórką. Jest kilka z aparatu, ale je będę dodawać później. Także póki co musicie się zadowolić ptasiorem :)

Dzień szósty (środa):














Dzień siódmy (czwartek):











Dzień ósmy (piątek) - odwiedziny drugiego dziadka:




















Dzień wyjazdu (sobota):












 

 
Może trochę dużo tych zdjęć i podobne do siebie, ale nie umiem wybrać które najładniejsze. Moje dzieci na każdym są najpiękniejsze ;)
Będzie jeszcze więcej zdjęć jak tylko dorwę się do aparatu.