czwartek, 9 kwietnia 2015

Wiosno!! Gdzieżeś TY???



Choroby, choróbska, bezład, bezsilność, chaos…
Mogłabym tak długo. P pracuje teraz na zmiany i więcej przebywa poza domem (do tego dochodzi praca w soboty), a ja próbuję ogarnąć i zebrać w całość kolejne dni. Nie jest łatwo. Oj, nie jest. Jestem u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Jakby tego było mało mniejsza M znów chora L A miałam plany na weekend. I co z nich wyszło? To co zawsze wychodzi z moich planów. DUPA (jak się nie podoba wyrażenie to trudno). W sobotę P będzie w pracy, a starsza M idzie na basen. Miałyśmy przed basenem pojeździć rowerem i na przedstawienie do parku iść. No i co? Z chorą mniejszą M nie będę miała jak dostarczyć większej na basen, że o występach i rowerze nie wspomnę. A zapowiada się ładna pogoda. I znów będę z mniejszą M cały dzień w domu siedzieć i świrować. Nie uwierzycie, ale do fryzjera chodzę dwa razy do roku, na fitness żaden nie wychodzę, ze znajomymi się nie spotykam, a teraz nawet na zakupy nie mam czasu. I nie mówię tu o wyjściu do miasta, ale o marketach. Do miasta po wiosenną kieckę, albo płaszczyk nie mam szans wyjść, o nie. No bo przecież nie wezmę chorej M w wózek na wojaże po sklepach, a w niedzielę takowe będą zamknięte.
Nie uwierzycie, ale ze znajomymi widziałam się ostatnio przed urodzeniem mniejszej M na sylwestra. Później spotkałam się na spacer z jedną z przyjaciółek, a druga była u mnie przed wakacjami przelotem żeby mi podrzucić podgrzewacz do butelek na wyjazd (swoją drogą do dzisiaj go nie oddałam, wstyd L ). I tyle tego.
Nie mam hobby, przyjaciół zainteresowań. Mam za to swój kierat, sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie, lekcje… a jakby tego było mało (bo już przecież nie mam dla siebie czasu) to idzie wiosna i zaczynają się mecze żużlowe i P będzie jeździł z większą M pielęgnować swoje hobby. A ja? Ja zostanę z mniejszą M w domu i będę pielęgnować zabawę klockami, albo układanie puzzli. Nie żebym tego nie lubiła, ale wiecie jak to jest. Czasem już mam tego po kokardę zwyczajnie. I przykro mi kiedy tak myślę bo przecież chodzi o czas spędzony z moimi dziećmi, które nigdy już takie małe i beztroskie nie będą, ale nawet przyjemności w życiu trzeba odpowiednio dawkować. Wszystko w nadmiarze szkodzi, a niezachowanie właściwych proporcji tylko to pogarsza. Czuję się w tym wszystkim bezradna, bo przecież nie zostawię dzieci samych żeby wyjść gdzieś. No i gdzie miałabym iść? Przyjaciółki przez tyle czasu mają już swoje życie, swoje tematy do rozmów i swoje grono. Mnie już w nim nie ma. Nawet nie wiem co jest teraz ich radościami i problemami, więc o czym miałabym z nimi rozmawiać? Nie wiem w sumie czy to moja wina, czy odmawiałam z braku czasu kiedy proponowały spotkanie, czy nie proponowały, a ja z taką propozycją nie wyszłam. Ciężko mi teraz powiedzieć jak to było, ale w sumie nie mam gdzie iść wychodząc z domu. To smutne bo przecież nawet babcie emerytki mają swoje zainteresowania i niejednokrotnie zapełnione popołudnia.
No i tak pozytywów brak. Choroba młodej i kierat skutecznie przygnębiają, a przecież wiosna idzie. Wiosno w moim sercu, gdzieżeś TY???

2 komentarze:

  1. Za kilka lat będziesz miała więcej czasu dla siebie..niestety wiem jak to brzmi, ale na razie nie dziwie Ci się zupełnie. A może czasem babcia czy siostra mogłoby się dzieciaczkami zająć? Nawet jedno wolne popołudnie w tygodniu potrafi zdziałać cuda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mario dziękuję za ciepłe słowa. Obawiam się, że za kilka lat nie będę już miała z kim spotkać się po pracy. Babcia owszem pomaga (nawet obie), ale zajmuje się M (jedna babcia jedną a druga drugą ;) ) codziennie popołudniami zanim wrócę z pracy (wracam dopiero przed 17). Pewnie nawet by się zgodziła tylko ja mam wyrzuty sumienia wobec dzieci, że rano się praktycznie z nimi nie widuję, a po pracy też się ich pozbywam. No i właściwie dokąd miałabym iść? Przed siebie?

    OdpowiedzUsuń