Mówi się, że od przybytku głowa nie boli. A mnie i owszem
boli.
Po kolei, bo dawno nic nie pisałam i nie jesteście w
temacie. Z końcem roku 2014 skończyło się w naszym żłobku dofinansowanie z UE i
opłata z 200zł miesięcznie wzrosła do 900zł, ale wspaniałomyślnie organ
założycielski żłobka postanowił przekształcić żłobek w niepubliczne przedszkole
z oddziałem żłobkowym i dopłacać do dzieci żłobkowych z zarobku na dzieciach
przedszkolnych (tutaj miasto/gmina ma obowiązek dopłacać do każdego dziecka)
oraz dofinansowania od wojewody. Dzięki temu pomysłowi opłata spadła do 600zł,
bez grosza odliczeń za nieobecność dziecka (nawet za wyżywienie), no bo
przecież i tak robią nam przysługę. Z uwagi na to, że mniejsza M w styczniu
była w żłobku zaledwie 5 dni (bo reszta w domu z przeziębieniem) doszliśmy do
wniosku, że kwota 600zł jest stanowczo za wysoka. Zaczęło się szukanie innego
rozwiązania. Wzięliśmy również pod uwagę publiczny żłobek (i właściwie tylko ta
opcja nie została odrzucona).
Jakoś oswoiłam się z myślą o zmianach, kiedy okazało się, że
miasto nie wyraziło zgody na przekształcenie placówki w niepubliczne
przedszkole i jako żłobek nie dostaliśmy dopłaty nawet na dzieci trzyletnie
(celowe działanie władz miasta, żeby uniknąć dopłacania). Znów pojawił się
problem. Niestety z końcem marca nasz żłobek zostaje zamknięty, ponieważ ponad
połowa rodziców zrezygnowała w związku z podniesieniem opłat (albo dzieci
zostaną w domu, może z nianią albo z babcią, podejrzewam też, że kilkoro
dostało się do publicznego żłobka gdzie opłaty nie są może 200zł miesięcznie,
ale nie jest to też 600zł) i przedsięwzięcie przestało być rentowne. Dopłata
organu założycielskiego do placówki miesięcznie musiałaby wynosić 13 tys. zł, a
na to fundacja nie mogła sobie pozwolić.
No i tu pojawiły się schody.
Na szczęście fundacja pomyślała o rodzicach i w
niepublicznym przedszkolu, które prowadzą już od kilku lat w naszym mieście
utworzyła grupę żłobkową. Jeśli większość rodziców zdecyduje się tam przenieść
swoje dzieci to „nasze” panie też tam zostaną przeniesione. Będzie to zmiana
miejsca dla dzieci, ale na szczęście nie opiekunek. Nawet opłata
wspaniałomyślnie spadła do 500zł miesięcznie (wciąż bez odliczeń).
No i czas na mój ból głowy…
Oczywiście złożyłam deklarację do przedszkola fundacji, ale…
No właśnie teraz M będzie miała zmianę miejsca, po to żeby we wrześniu zmienić
miejsce i panie na publiczny żłobek, a następnie we wrześniu 2016 kolejna
zmiana na przedszkole?? Opcje są trzy, od takich z najmniejszą liczbą zmian (i
stresu dla dziecka) po taką z trzema zmianami w przeciągu 1,5 roku. Pierwsza
opcja jest taka, że przenosimy się teraz do przedszkola fundacji i do stycznia
przyszłego roku jesteśmy tam w grupie żłobkowej. Następnie na początku roku
2016 jako trzylatek przenosimy się do grupy przedszkolnej z dopłatą od miasta
(opłata za miesiąc 450zł ze wszystkimi zajęciami i wyżywieniem i odliczeniami
za wyżywienie w związku z nieobecnością dziecka) i tam kontynuujemy do końca
przedszkola. Tutaj zastanawiam się nad założeniami i funkcjonowaniem tego
przedszkola. Bo czy warto tyle płacić??? Jednak dla małej to najmniejsza ilość
zmian.
Druga opcja to pozostanie w przedszkolu fundacji aż do
września 2016 i przejście do publicznego przedszkola. Omijamy publiczny żłobek
i jedną zmianę, a opłaty w publicznym przedszkolu przez kolejne trzy lata będą
jednak mniejsze.
No i trzecia opcja. Najgorsza ze względy na M. Teraz
przenosimy się do przedszkola fundacji, w styczniu do grupy przedszkolnej tej
placówki, we wrześniu 2015 do publicznego żłobka, a rok później do publicznego
przedszkola.
No i jak tu nie mieć bólu głowy?? Co wybrać kiedy serce i
rozum nie chcą się dogadać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz