Właśnie wróciłyśmy od lekarza (kolejnego). W nocy ze środy na czwartek mniejsza M zaczęła gorączkować. Od jakiegoś tygodnia znów borykała się z katarem, więc w czwartek odwiedziliśmy lekarza w ramach nocnej i świątecznej (czyli w naszym mieście w szpitalu). Tam zgodnie z naszą sugestią dostaliśmy receptę na sumamed. Wypisana była całkiem nie tak jak trzeba, ale na szczęście nie na tyle źle żeby nie uprawniała do nabycia leku z refundacją więc nie musieliśmy do lekarza wracać. Była natomiast wypisana na tyle źle, że gdybyśmy się zastosowali do jej zaleceń mała dostałaby dawkę 6 razy większą niż powinna. Nie brzmi to dobrze, cud że trafiło na nas bo P lepiej wiedział jak i co trzeba dawać. Nie każdy jednak jest farmaceutą i aż strach pomyśleć co by było gdyby jakiś laik podał dziecku lek zgodnie z zaleceniem. Trochę mogłaby pomóc ulotka, ale kiedy lekarz przepisuje antybiotyk podając jednocześnie jak należy go podawać mało kto wczytuje się w ulotkę, albo ogranicza się tak jak ja do przepisu sporządzenia zawiesiny (kiedy lek w zawiesinie) bo to różnie wygląda w różnych lekach.
Tak czy owak (raczej owak o zgrozo) podaliśmy od czwartku małej lek, który podaje się tylko w trzech dawkach raz na dobę (RAZ a nie trzy jak napisał nam lekarz). Niestety w nocy z czwartku na piątek mała miała niemal 40C gorączki którą bardzo ciężko było zbić. Nadzieją napawała sobota (szczególnie po południu) bo gorączka już nie taka wysoka i mała czuła się lepiej. Gdyby się nie poprawiło mieliśmy się jeszcze zgłosić do lekarza.
Niestety wczoraj od rana malutka wysypana okropnie. Czyżby różyczka??? No sił już brak.
| Może słabo widać, ale to moja panna kropka. Wysypka poza twarzą na całym korpusie i znacznie mniej na rękach i nogach. |
Oczywiście wieczorem dostała nurofen, a dwie godziny później gorączka już sięgała niemal 39C. Do tego jeszcze (pewnie od tej masy leków) malutka ma problemy z brzuszkiem, napina się pierdzi (przepraszam za wyrażenie, ale to sama fizjologia, każdy człowiek pierdzi ;)), robi luźniejsze kupki (tu też przepraszam, ale to tak jak wyżej każdy robi tylko się o tym nie mówi, ale to blog parentingowy, mamowy, a mamy o takich rzeczach rozmawiają bez skrępowania, jeśli komuś nie odpowiada bezpośredniość przekazu to chyba źle trafił) i wszystko naraz. Nie wiadomo już co jest objawem a co przyczyną.
No i niedawno wróciłyśmy od lekarza, który przepisał trzeci już w ciągu miesiąca antybiotyk.
Na wieczór umówiłam się jeszcze z innym lekarzem prywatnie, zobaczymy co on zawyrokuje (oczywiście do wieczora nie podam antybiotyku, który zalecił lekarz z rana żeby nie dublować leczenia, choć możliwe, że wieczorem dostanie to samo).
No i znów, kolejny tydzień siedzimy z M w domu, bujając się od lekarza do lekarza. W piątek mieliśmy wyjeżdżać nad morze, a za dwa tygodnie ja wracam do pracy. Jestem pełna obaw, bo M nie zdążyła się dobrze zintegrować ze żłobkiem (w ciągu dwóch miesięcy w żłobku była 13 dni, w tym 5 dni tylko po dwie godziny, 5 dni po 4 godziny, a tylko 3 dni była aż 6 godzin, czyli tyle ile miałaby przebywać tam "na stałe"), a jak nadal będzie tak chorowała to możliwe, że żłobek będzie trzeba całkowicie odpuścić, a wtedy nie będzie jej z kim zostawić. No i dylemat, niepewność, strach. Jak to wszystko będzie??? Wydawało mi się, że do powrotu do pracy jeszcze tyle czasu, a ten czas ucieka wielkimi krokami. I tak samo wielkimi krokami zbliża się ogromna zmiana w życiu moim i M. Co to będzie??




