Wracam
z wieściami różnymi.
Starsza
M dzisiaj ma drugi dzień egzaminu kompetencji trzecioklasisty, ech kiedy to
zleciało, dorośleje to moje dziecko, nieuchronnie zbliża się do dorosłości ;) A
tak na serio czas mi płynie mega szybko, mam wrażenie, że ucieka przede mną.
Trzymajcie kciuki za dzisiejszą matmę, bo z M to tak jest, że niby wie, ale
głupie błędy i pomyłki robi. No i może się okazać, że zadania trudne nie były,
ona umiała je zrobić, a jakoś wyszło jak zwykle. Poza tym jak jej wbić do
głowy, że zadania z treścią MUSZĄ zawierać odpowiedź słowną? No neon musiałabym
przed nią postawić. Nic to zobaczymy jak pójdzie, nie zależy to przecież ode
mnie.
A
jak już mowa o większej M to jej brak korelacji między wiedzą teoretyczną, a
praktycznym działaniem jest odczuwalny na każdym kroku. No bo niby wie, że
ubrania i zabawki trzeba sprzątać, a jednak nawet szafa po wyjęciu gaci zostaje
otwarta. No nóż w kieszeni się otwiera. Ja się biję z uczuciami bo z jednej
strony chciałabym żeby wreszcie zaczęło to jakoś funkcjonować i żeby się
usamodzielniała, z drugiej zaś mam już dość popychania jej w tym kierunku. Może
dojrzeje do tego? A może do końca swojego życia będzie chaotycznym
bałaganiarzem… Któż to wie (no właśnie wie ktoś? Gadać mi tu).
Zabrnęłam
w tym „popychaniu” w ślepy zaułek, bo im bardziej popychałam tym większy opór
napotykałam i tym większą irytację i frustrację we mnie to budziło. No i tutaj
jak zbawienie pojawiło się szkolenie (dziękuję Izabeli za cynk i myśl o mnie, a
nawet zapisanie) "POZNAJ SIEBIE - ZROZUM DZIECKO. MBTI®". Poznałam
siebie, i zgodnie z założeniami i wstępem do szkolenia nie dowierzałam, że ktoś
może tyle o mnie wiedzieć. Z perspektywy szkolenia „zaszufladkowałam” też moje
dziecko. No i tutaj pojawiło się wyjaśnienie jej chaotycznego bałaganiarstwa. No
taka już jest. Ot odkrywcza odpowiedź. Niejeden powiedziałby, że wie to i bez
szkolenia, ale ja musiałam sobie to uzmysłowić, nazwać, powiedzieć. Niestety, mój
jakże odmienny charakter (pewnie niełatwy) musi się dostosować i zaakceptować stan
rzeczy. Przecież dla mnie niepojęte jest, ze można coś zacząć i nie dokończyć. Jak
można też otworzyć szafę, wyjąć coś z niej i nie zamknąć. No jak?? Ano jak się
jest artystą bujającym w chmurach to jak najbardziej można. No i jak tu
poukładać takiego ludzia?
Ludź
ten przy okazji artystycznej duszy potrafi pięknie rysować (robiąc przy tym
masę bałaganu ;)). Nawet chciałam wykorzystać ten talent i zapał i zapisać
dziecko na kółko plastyczne. Niestety w moim, niemałym niedużym, mieście nie ma
gdzie dziecka wysłać. Przy okazji pokaże Wam jak z nudów przedświątecznie moje
dziecko narysowało kartkę :)
Kopia i oryginał. Gdybym wysyłała tradycyjne kartki na święta to na pewno bym ich nie kupowała :)
Przede
mną jeszcze jedno szkolenie (warsztaty) z tej serii (szkolenia przygotowane
przez Akademię Rodzica, która powstała przy Akademii Nauki realizującej kursy
wspomagające rozwój i umiejętność uczenia się u dzieci – to też bardzo
interesujący temat, ale o tym innym razem) pt. "ŚWIADOMOŚĆ I ODPRĘŻENIE W
RELACJI Z DZIECKIEM". Czekam na odprężenie w relacji z moim dzieckiem jak
na zbawienie. Opiszę Wam moje wrażenia jak wrócę.
A
mniejsza M… No cóż, ciągle borykamy się z trzecim migdałkiem. Ostatnio
powtarzaliśmy otoemisję i niestety potwierdziła niedosłuch. Nieduży, ale jest.
Ćwiczenia logopedyczne męczą, bardziej mnie niż M, ale jednak. Poza tym w sumie
nie wiem co i jak mam ćwiczyć bo od logopedy żadnych konkretnych wskazówek nie
mamy. Staram się wprowadzać zalecenia MK, ale przecież szkolona w tym nie byłam
więc błądzę po omacku. Do tego M coraz mniej chce chodzić do żłobka, co mnie
nawet nie dziwi. Żłobek realizuje opiekę nad dziećmi, a ona potrzebuje już
czegoś więcej. Od początku roku dzieci kolorowały do tej pory dwie prace
(jednej M nie robiła bo była chora), i obie tylko kredkami. W minimalnym
zakresie pojawiają się piosenki. Niestety dzieci w Żłobku są rocznikowo
(przynajmniej w sporej części) młodsze, a co za tym idzie mniej dojrzałe. Poza
tym M ma taki spokojny wycofany charakter. Gdyby pozwolono jej kolorować to
będzie siedziała i kolorowała. Natomiast dzieci (niejednokrotnie jeszcze ze
smoczkami, w przeważającej większości w pieluchach), biegają, krzyczą,
hałasują. Ją to deprymuje, staje się wycofana i odreagowuje w domu.
No
i najciekawszy aspekt, spędzający mi sen z powiek. Przecież mniejsza M jest
trzylatkiem, od września powinna iść do przedszkola. Ale gdzie…? Czy wszędzie
są problemy z miejscem dla trzylatków?