piątek, 25 kwietnia 2014

Wielorazówki cz. 4

Zapowiadany dłuuugo już post o otulaczach powstaje nareszcie.
Pisałam już o pieluszkach SIO i formowankach a teraz nadszedł czas na otulacze. Pieluszka formowanka bez otulacza nie będzie nieprzemakalna, a co za tym idzie, albo będzie konieczność bardzo częstej zmiany, albo też maleństwo będzie miało mokre ubranka. I jedno i drugie nie brzmi zachęcająco. Z czego taki otulacz może być zrobiony? Minęły już czasy kiedy na tetrę nakładało się ceratkę, która niczym opatrunek okluzyjny odparzały biedne pupki. Teraz karierę robi PUL (czyli Poliuretan Laminowany), jest to materiał nieprzemakający i oddychający zarazem (jest też odmiana PULa odporniejsza na przesiąkanie, ale nie jest oddychająca i jako taka nie często jest wybierana na otulacze, bo istotną ich zaletą jest przepuszczanie powietrza). PUL bywa pokryty minkee (włoskiem), albo gładki. Bywa też pokrywany konopią, polyestrem lub bawełną organiczną. Z natury jest lekko rozciągliwy co ułatwia dopasowanie go na pupkę.
Takie otulacze bywają w rozmiarze OS (czyli mają napki, którymi można zmniejszyć rozmiar na mniejszego berbecia) lub w rozmiarach dopasowanych do kolejnych etapów rozwoju maleństwa (od S lub XS albo też NB do L lub nawet XL). Można je zapinać w pasie na rzepy (niektóre dzieci boja się dźwięku rozpinania rzepa) albo na napy (trudniej dopasować rozmiar).

Najbardziej popularny wśród otulaczy PUL - FLIP

Zakładka z tyłu na wkład, żeby się nie przesuwał

Zakładka z przodu na wkład, żeby się nie przesuwał

Wnętrze Flipa

Otulacz EconoBum, delikatniejszy od Flipa, nie ma zakładek na wkład



Otulacz Itti Bitti minkee
 Jednak PUL to nie jedyny kandydat na otulacz (choć najpopularniejszy).
Kolejnym jest polar. Ma właściwości oddychające i nie chłonie wilgoci, jednak nie jest tak wodoodporny jak PUL. Jest jednak taki i bardzo powszechny, z tych powodów polarkowe otulacze są bardzo popularne.

Polarowy otulacz, szyty przeze mnie


Otulacz o wspaniałych właściwościach to wełniane gatki. Niby taki niewyszukany materiał, a potrafi utrzymywać wilgoć lepiej niż PUL i lepiej niż wszystko inne jest oddychający. No i co najcenniejsze ma właściwości termoregulujące (zimą grzeje, latem chłodzi). Takie wełniane gatki można wydziergać na drutach, uszyć ze swetra albo też kupić gotowe. Tak czy siak szczególnie na lato dobrze jest takie mieć w swoim stosiku. Ważne jest aby były z delikatnej wełny, którą trzeba wstępnie sfilcować i raz na kilka prań (a prać nie trzeba go często, wystarczy raz na jakiś czas, a częściej wietrzyć) zabezpieczyć lanoliną. Tak przygotowany z łatwością wytrzyma nawet całą noc.
Długie gatki wełniane uszyte ze swetra, z wysokim ściągaczem żeby w plecki było cieplej

Krótkie gatki wełniane uszyte z tego samego swetra

Odmianą wełnianych gatków jest otulacz Tetro. Polski wyrób w bardzo ciekawym kształcie. Jest to pasek (tzw. pasek sumo), na którym znajduje się szeroki pas wełniany zasłaniający wkład lub też pieluszkę formowankę. Jest to szczególnie dobre rozwiązanie dla rodziców dzieci, które rozpoczynają przygodę z nocnikiem. Wszyscy wiemy, że kiedy dziecko woła, że ma potrzebę to rodzicom nie pozostaje wiele czasu na reakcję. I tu sprawdza się tetro. Wystarczy rozpiąć guzik znajdujący się na przodzie otulacza  i nie odpinając paska sumo posadzić dziecko na nocnik. W tej wersji najlepiej sprawdza się wkład tetro, który jest przypięty z tyłu otulacza i nie wymaga dodatkowego odpinania lub odwiązywania a jednocześnie nie wypadnie.

Beżowy z lewej to oryginalny tetro, z prawej uszyty przeze mnie z polaru

Haftki do przypięcia wkładu ż tyłu żeby nie wypadał po rozpięciu otulacza (w oryginalnym też tak jest)

Otulacz z wpiętym wkałdem flanelowym tetro

Zapięty otulacz tetro, wystarczy odpiąć guzik i można sadzać dziecko na nocnik
 TPU to odmiana PULu. Jest grubszy i trwalszy od zwykłego PUL. To materiał stosowany w otulaczach Close Parent, o których już pisałam tutaj

Po wyjęciu wkładów można używać samego otulacza


Jeszcze pozostaje kwestia prania. Otóż tutaj prymusem jest PUL i polar. Łatwo się dopierają i błyskawicznie schną. Z wełną jest najgorzej. Trzeba ją prać ręcznie (inaczej może się nadmiernie sfilcować i albo będzie sztywna jak pancerz albo też będzie w rozmiarze na niedużą lalkę) i schnie bardzo długo, jednak nie wymaga częstego prania (chyba że się zakupka).

Co można włożyć do otulacza? Formowankę, o których pisałam już tutaj albo wkład, o których napiszę kolejnym razem.


A na koniec moja niunia robiąca porządki kiedy tata spał (tzn. opiekował się nią intensywnie ;)) a ona mu nie przeszkadzała
Jak Wam się podoba?

Te obawy i inne sprawy

Nareszcie. Udało mi się dorwać do kompa. Kiedy dziewczyny idą spać zaczyna się wyścig do klawiatury. Zazwyczaj go przegrywam, bo mniejsza M marudzi przy zasypianiu wieczorem i zanim się wycycka to P zajmie komputer.
Dziś jednak się udało, napiszę więc to co zapowiadane było od pewnego czasu i jeśli starczy sił to co zapowiadane od dawna.
Zacznę od tego co zaprząta mi głowę w tym tygodniu. W środę byłam zorientować się w sytuacji żłobkowej. Mniejsza M zapisana do żłobka od jesieni, z zastrzeżeniem, że może zacząć od maja, bo wtedy ja kończę urlop rodzicielski i zaczynam urlop wypoczynkowy.
Co jakiś czas pytałam jak wygląda sytuacja i czy znajdzie się miejsce. Zawsze dowiadywałam się, że na razie miejsc nie ma, ale nabór jest ciągły i trzeba pytać. Tak więc pytaliśmy regularnie i się dopytaliśmy. Przed świętami jak P zajrzał do biura żłobka to dowiedział się, że pani która się zajmuje żłobkiem nie ma akurat w biurze, ale chyba jest miejsce w najmłodszej grupie. Pani wzięła numer telefonu do P i we wtorek po świętach zadzwoniła Pani Justyna (czyli pani która na stałe zajmuje się papierkową obsługą żłobka). Zaprosiła na rozmowę w sprawie szczegółów na środę. Wzięłam dziewczyny (starsza M w domu bo ZUMa złapała i do szkoły nie zdatna) i odwiedziłyśmy Panią Justynę. Bardzo miła młoda blondynka. Dostałam papiery do wypełnienia i gotowe. Można zacząć od kiedy chcę bo miejsce już jest. Pomyślałam, że od tego poniedziałku to nie jest dobrze bo czwartek i piątek wolny to bez sensu dziecku po trzech dniach robić cztery dni przerwy i wspólnie doszłyśmy do wniosku, że może być 5 maja.
No i wtedy to do mnie dotarło. Kurcze moje maleństwo do żłobka??? Jak ja sobie z tym poradzę. Wiadomo, że na początek na kilka godzin zaledwie, ale ja jej nie zostawiam dłużej niż na dwie i to z P albo z babcią. A tutaj obca kobieta...
Warunki są przekonujące (pomijam warunki finansowe, bo te są nieporównywalnie lepsze od niani). W grupie zapisanych jest 10 dzieci, nie wiem jeszcze jaka jest frekwencja na co dzień, ale nawet jak są wszystkie to na dwie panie nie ma ich dużo. Poza tym w tym akurat żłobku (w naszym mieście są dwa) jest plac zabaw dla dzieci i nawet te najmłodsze wychodzą na zewnątrz. To bardzo ważne zważywszy na zbliżające się lato.
Pozostają jedynie te obawy. My jesteśmy razem odkąd się urodziła (a nawet wcześniej) i M ostatnio jest do mnie bardzo przywiązana. Nawet z P nie chce być kiedy widzi mnie na horyzoncie. Z jednej strony to ostatni moment na "odstawienie" jej ode mnie (i mnie od niej), ale z drugiej strony boję się tego okropnie.
Jak my sobie damy radę? Czy moje maleństwo nie będzie tam płakać beze mnie? Pytań wiele. No i one zaprzątają mi głowę bezustannie.

Na pociechę kilka zdjęć:


Uszatek mój kochany :)



 


środa, 23 kwietnia 2014

I znów się nie uda

Niestety malutka płaczliwa jest dzisiaj mocno i nikt tak nie ukoi jak mama, więc zapowiadany post powstanie w późniejszym, bliżej nieokreślonym, terminie.

Plany, myśli, obawy

Myśli kłębią się w głowie, obawy odwracają uwagę. Wszystko razem spadło na mnie. Osiwieję albo wyłysieję z tych zmartwień zanim dziewczyny pójdą do gimnazjum. No bo wiele się dzieje. Co się dzieje? Długo by pisać. Za długo na dłubanie z komórki. Wieczorem wszystko się wyjaśni.
A jutro mam nadzieję kolejny, bardzo już zaległy, post o otulaczach. O ile wydarzenia ostatnich dni nie będą miały znaczącego wpływu na rozkład dnia jutrzejszego.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Niekapiący już nie dylemat

No i pierwszy dzień świąt za nami. Odpoczywacie? Ja dziś wykończona jestem bo pobudka o 4 i cały czas chaos i coś się dzieje. Dla mnie święta wielkanocne są świętami niewyspania.
Ale ja teraz nie o tym. Ziewając wspomnę Wam o ostatnim zakupie, który był prezentem na zajączka dla mniejszej M. Stał się nim niekapek Avent. W związku z jego wygraną w rankingu do, którego Was zachęcałam tutaj (tym samym, dziękuję za udział i pomoc w dokonaniu wyboru) zakupiłam go ostatnio. Na szybko podzielę się z Wami pierwszymi spostrzeżeniami. Otóż:
Najpierw wady, bo zalet jest zdecydowanie mniej jak dotąd:
  1. gwint kubeczka nie pasuje do innych produktów tej firmy
  2. nie można podgrzewać napojów w mikrofali
  3. ciężko go rozłożyć i złożyć mimo instrukcji (z tym można na pewno dojść do wprawy, ale pierwsze wrażenie jest właśnie takie)
  4. po piciu zawsze zostaje niewielka ilość napoju poza  uszczelką i to się wylewa, niby niewiele, ale niekapek nie powinien mi zostawiać mokrych plam na podłodze
Zalety
  1. malutkiej się podoba
  2. choć wyciąga do niego łapki, nie trzyma go samodzielnie, jednak jak ją poję ładnie sobie radzi, kiepsko jest z połykaniem tego co wyleci, bo jak na nią leci zbyt mocno, ale nie zniechęca się i co najważniejsze udaje jej się "wydobyć" cokolwiek z kubeczka (upewniam się, że lovi by się nie sprawdził, bo tam trzeba ciągnąć)
No jeśli malutka załapie picie z tego kubeczka to będę świętować, ale na zachwyty jeszcze za wcześnie.
Serdeczne buziaki na ten drugi dzień świętowania.

sobota, 19 kwietnia 2014

Życzenia

Dziś najważniejsze są życzenia świąteczne przysłane wszystkim przez wszystkich. Każdy lubi życzenia otrzymywać, każdy też lubi je składać, jednak straciły one już trochę na swoim blasku i niezwykłości. Takie życzenia są niejednokrotnie kopiowane, niekoniecznie nawet przez wysyłającego przeczytane. Niewiele już osób wysyła kartki z życzeniami, takie zwykłe kolorowe, z papieru. 
Ja dziś niestety bardzo oryginalna w tej kwestii nie będę, gdyż jestem jakaś rozkojarzona, niewyspana i bez przerwy atakowana przez wędrującą już mniejszą M. Starsza M też nie daje odporu, bo od czwartku siedzi z nami w domu i nieustannie pyta czy pobawię się z nią w to czy też w tamto, albo jeszcze w coś innego. A ja jakaś niezorganizowana jestem okropnie.
Tak więc złożę Wam jak najbardziej szczere i z wielkim zaangażowaniem wybrane życzenia specjalnie dla Was:

Niech króliczek przyniesie wam w prezencie to,
czego najbardziej pragniecie.
To coś nie musi być ani widoczne, ani dotykalne,
może nawet nie pachnieć,
ale niech będzie czymś bez czego nie można i nie warto żyć... 

 

 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Niekapiący dylemat

Na razie krótko. Stoję przed dylematem prezentów na zająca. I tak starsza M dostanie skarpetki (bo ciągle jej brak, one znikają czy pralka je zżera? może coś wiecie na ten temat, tak nawiasem?) i pióro, coby uczyła się ładnie pisać. Natomiast młodsza M chyba dostanie kubeczek niekapek, tylko jaki? Wypróbowałam już wiele dostępnych kubeczków z ustnikami i królewnie nic nie pasuje. A że odstawia się od cycka to pić powinna więcej z kubków, butelek etc. I tutaj mój wzrok skierował się na LOVI i AVENTa. Oba 360, czyli oba umożliwiające picie jak ze zwykłego kubeczka. Problem w tym, że nie wiem zupełnie na który się zdecydować.
Różni je kompletnie mechanizm działania. W LOVI (roboczo dalej nazywany L) jest gumka, która utrzymuje napój na miejscu i picie polega na "przeciągnięciu" płynu przez tą gumkę, natomiast AVENT (roboczo dalej nazywany A) ma taki "guzik" na środku i jego naciśnięcie (np górna wargą) otwiera zaworek. Oba mają wady i zalety (pomijam tu kwestie estetyczne i co się komu podoba). Otóż L kapie (mniej lub bardziej) przy stukaniu, machaniu i uderzaniu kubeczkiem (a tego się nie uniknie), natomiast A będzie leciał ciurkiem jak dziecko "wyczai", że wystarczy przycisnąć ten dysk na środku, albo jak zapomnimy go zamknąć pokrywką przed zabraniem w torbę na spacer (i coś złośliwie przewróci kubeczek w torbie, a jeszcze inne coś naciśnie ten guzik). L nie będzie się lał strumieniami podczas zabawy dziecka, A natomiast nie będzie kapał przy rzucaniu i machaniu nim (o ile małe nie przyciśnie).
No i sama już nie wiem. Do tego L nie ma podziałki na kubeczku (więc mm nie przyrządzimy bez wspomagania się czymś z miarką) a A jest droższy. No i jeszcze jednego się obawiam. Moja M nie bardzo wie co robić z czymkolwiek wkładanym do buźki co nie jest smoczkiem. Nie pociągnie niczego innego, nawet buzi nie "domyka" na niczym innym. Ustnik AVENTa jedynie gryzie (sporadycznie jak jej zassam do ustnika soczek to coś sama wyciągnie). Obawiam się że z LOVI nie będzie wiedziała co ma zrobić. Natomiast AVENT może lecieć za mocno jak go sobie przyciśnie (ale właściwie to bardziej zbliżony mechanizm do prawdziwego kubka).
No i jestem w kropce. POMOCY! Jeśli macie jakieś doświadczenia piszcie proszę i to szybko bo zając już kica wielkimi susami.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Znów spóźnione

Dziś niedziela a ja znów nie wrzuciłam piątku z pieluchą. Znów jednak mam wytłumaczenie. Otóż szyłam. A cóż takiego? Otulacz szyłam. A że tym razem miało być o otulaczach postanowiłam poczekać i wrzucić też moje dzieło. No i co z tego wyszło? A no pstro. W piątek cały otulacz musiałam spruć, wczoraj go skończyłam a dziś nie mam dostępu do komputera. Piszę właśnie z telefonu i średnio mi to wychodzi. Post o wielo będzie więc jutro. A tymczasem spokojnego wieczoru i pogodnego poranka. Za tydzień będziemy mieć pierwszy dzień świat za sobą. Jak ten czas ucieka. Kiedy i gdzie?
No to zapraszam jutro na wielorazówki cz. 4 no i w tygodniu post o pewnej bajce z mojego dzieciństwa. Ciekawi jakiej? Bądźcie z nami.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wiosenny katarek i znalezisko mamy

My dzisiaj w domu bo katar leje się strumieniami. Pogoda ładna, ale korzysta z niej tylko moje pranie (dobrze, że chociaż ono). Jeżeli sytuacja się nie poprawi do jutra będziemy musiały odwołać nasze ćwiczenia w tym tygodniu. Będzie szkoda, ale nie będzie innego wyjścia.
Tymczasem M śmiało baraszkuje po mieszkaniu. Na chwilę nie można się odwrócić bo włazi wszędzie. Jakby w ogóle chora nie była. A jakie super znalezisko zdobyła:






A jak o znaleziskach mowa to zobaczcie co mam:



 
Zdjęcie  przedstawia M ze znaleziskiem, ale ono jest moje ;) Zdobyłam je grzebiąc w szafie. To cała miska chusteczek bawełnianych. Takich z mojego dzieciństwa. Są nawet takie z dziecięcymi wzorami albo z kolorowymi koronkami. Teraz jak znalazł do wycierania kapiących smarów, ale nie mam pojęcia co zrobić z nimi później. Co proponujecie? Czekam na kreatywne pomysły, albo nawet szalone wariacje.

A no i jeszcze jedno. Większej M wczoraj wypadł pierwszy ząb (no trochę mu P pomógł, ale ważne że już go nie ma). To duże wydarzenie. Szczególnie dla M, przeżywała to niesamowicie, dzisiaj od samego rana chwaliła się tym każdemu napotkanemu osobnikowi. Dla mnie to też wielki krok. Dopiero się urodziło moje słodkie maleństwo.

sobota, 5 kwietnia 2014

Choroby choróbska

Wczoraj znów był piątek, a ja znów nie zamieściłam posta na piątek z pieluchą. No cóż, wybaczcie. Zmogła mnie choroba. W czwartek była tak ładna pogoda, że wzięłam się za pranie dywanu, bo mała zaczyna raczkować i bardzo lubi się bawić na podłodze, a na dywanie cieplej i nóżki się nie ślizgają. No to wzięłam się ja za to pranie i wody w buty mi naleciało. Więc ja w tych mokrych butach wędrowałam do samego wieczora (no przecież ciepło było), a wczoraj katar mnie rozłożył. Co gorsza malutka od dzisiaj też nieźle zakatarzona. Z pewnością złapała ode mnie. To się porobiło.
A co do naszego glutenu o którym pisałam tutaj to podjęłam kolejną próbę wprowadzenia go  do diety malutkiej. No i nie było spektakularnych efektów, ale od kilku nocy mała znów śpi koszmarnie. Rzuca się po całym łóżeczku, wstaje, płacze. A jeszcze tydzień temu przesypiała całe noce (czasem tylko wstawała koło 4 na cycka). Znów nieprzytomna chodzę bo wstaję do niej zanim dobrze się położyć zdążę. O losie. Myślę, że może ten gluten za ciężki dla jej małego brzuszka. Chyba znowu go wyłączę z diety i sprawdzę czy się nie poprawi spanie.