poniedziałek, 25 listopada 2013

Leń

Na tapczanie siedzi LEŃ...

Ale mnie wzięło na leniuchowanie przy poniedziałku. Mówią, że jaki poniedziałek taki cały tydzień, aż boję się pomyśleć co to będzie do piątku. No, ale głowa mnie boli i ruszyć się nie mogę z miejsca. Byle do przodu, po najmniejszej linii oporu. Mama też człowiek, miewa gorsze dni...

niedziela, 24 listopada 2013

Matki, żony i kochanki

Zastanawiałam się ostatnio kim tak naprawdę jestem. Hmm. Dochodzę do wniosku, że matką. Bo gdybym była ŻONĄ to dziecię płakałoby w pokoju, a żona szykowałaby dwudaniowy obiad z deserem dla męża swego. No, a gdybym była KOCHANKĄ to byłabym zgrabna, piękna i powabna dla kochanka mego. I pewnie nie byłabym matką wcale bo jedno z drugim nie współgra. No bo przecież wary do cycków, cycki do warg. Wszystko opada. Uniesienie też. Na noc zakładałbym opaskę na oczy, w uszy stopery, bo trzeba być wyspaną, a nie mieć sińce pod oczami i szaro-zieloną ziemistą cerę. Zmęczenie nie sprzyja igraszkom przecież. No i pranie, sprzątanie, gotowanie nie przysparza sił na wieczorne tête à tête z małżonkiem. A jestem MATKĄ wariatką i tylko moje maleństwa i moje gniazdko się liczy. Ma być ciepło i z miłością. Dzieci to szczęście przecież i życie bym oddała za nie.
 




Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.


A największą miłością jest miłość matki do dziecka...



No, ale tak troszkę żoną i troszkę kochanką jestem :) wszystko musi być tylko okresowo zmieniają się proporcje. Na emeryturze, kiedy nie będę zasuwać w robocie od poniedziałku do piątku i dzieci się usamodzielnią i się wyprowadzą zostanę znów kochanką i żoną. Oj będę brykać mając pod siedemdziesiątkę ;)

piątek, 22 listopada 2013

Świąteczne zakupy

Szał zabawek

No i zaczyna się w marketach szał na zabawki. Dzisiaj byłam w carrefour z rańca co by Furby'ego w dobrej cenie zakupić. Uparła się większa M, że pod choinkę by go chciała, a ten drań niemal 300zł kosztuje. No więc rada nie rada zwołałam rodzinną zbiórkę i ustaliłam, że prezent będzie jeden składkowy. Przy takich założeniach rodzice i tak muszą wyskoczyć ze stówki, ale to zawsze mniej. Liczyłam na noc wyprzedaży w Tesco, ale tam mam problem dotrzeć, a poza tym u nich zabawki typu Furby (drogie i popularne) wieczorem na półkach nie występują (nie wiem czy personel je chowa czy od rana ludzie je w koszach wożą). No to teściowa do dziecka a ja rano do sklepu, żeby nie zabrakło bo wczoraj było tylko 8 szt. na półce. No i ku mojemu zdumieniu ludzi prawie w sklepie nie ma (a dzisiaj zaczyna się promocja 30% upustu na zabawki) i ośmiu Furbych rzędem stoi. Więc chwila zastanowienia nad kolorem (młoda chciała białego, a jakby nie było to czarnego), decyzja podjęta (jednak czarny bo biały będzie się brudził, znaczy będzie po nim widać bo brudzi się każdy tak samo) i zmierzamy do kasy. Po drodze jeszcze dla chrześniaka zabaweczka do kąpieli i większej M już na urodziny Angry Birds wyrzutnia bo później już upustów nie będzie. Dla mniejszej M nie dostałam nic sensownego, będzie trzeba przyjaciela Allegro odwiedzić.
No więc z łupami do kasy zmierzam, a tu po drodze słyszę od Pani z obsługi jak tłumaczy klientce, że te 30% w bonach oddają. No dobra, niech będzie i tak (myślałam, że przy kasie zwyczajnie cena spadnie, ale nie) w Tesco też tak było, a przynajmniej tutaj będzie mi łatwiej na zakupy za te bony wyskoczyć bo blisko domu. Zapytałam zaraz przy kasie jak to jest z kasowaniem towaru, bo teściowa ostrzegała, że może być tak jak z innymi promocjami w tym markecie, czyli kasa przyjmuje tylko jeden produkt promocyjny. No i jakież było moje zdziwienie kiedy Pani w kasie powiedziała, że generalnie rabat naliczany jest na zabawki powyżej 100zł. Pytam więc czy mogę połączyć zakupy, w sensie skasować wszystko naraz i wtedy przekroczy tą sumę, czy każda zabawka musi być kasowana oddzielnie? No bo jeśli oddzielnie to ja tylko Furby'ego wezmę, reszta się na promocję nie załapie. Pani poszła zapytać i wróciła z dobrymi dla mnie wieściami. Naraz można skasować do 400zł promocyjnego asortymentu. Uff. Skasowane, wróciłam do domu. Teraz tylko muszę pamiętać żeby ten bon zakupowy zrealizować w terminie.
No i tak to z tymi promocjami jest. Wydałam kupę kasy i gwiazdek przy tym tyle zaliczyłam. Ehhh ten Mikołaj to ma ciężkie życie (a to dopiero początek prezentowego szaleństwa).

czwartek, 21 listopada 2013

Konkurs recytatorski

Konkurs recytatorski

No i mniejsza M śpi, a większa Disney Channel ogląda a mamuśka ma chwilkę czasu dla siebie.  A skąd tytuł posta? A no stąd, że dzisiaj większa M miała swój debiut w tym temacie. Przygotowań było od groma, od trzech tygodni codziennie utrwalaliśmy tekst żeby nic z tej małej główki nie wyleciało. Tekst dobrany przez wychowawczynię (niełatwy dodam) był niewykonalny dla sześciolatki w interpretacji, więc skupiliśmy się na przejrzystości wypowiedzi. Duża M ma bardzo ładną dykcję więc wymagający tekst (... król, królowa, cesarz, cesarzowa, żuk, dżdżownica,...) ułatwiał uwypuklenie zalet. No więc jak już pisałam maglowaliśmy temat codziennie: "Mów głośno, powoli, wyraźnie...", "akcent na drugą sylabę od końca...". No i koniec końców przyszli diabli i wzięli sobie to wszystko w trzy minuty. Zatem większa M wyszła na środek i wiersz powiedziała (nie bez zacinania), ale tak cicho, że matka siedząca w trzecim rzędzie ledwie cokolwiek usłyszała. Dobrze, że komisja siedziała bliżej to chociaż piąte przez dziesiąte mieli szanse usłyszeć. W tym momencie wiedziałam już, że marzenia M o wygranej właśnie legły w gruzach, ale dzielnie czekałyśmy do końca. Po ogłoszeniu wyników smutek zawitał na małej buźce. Pocieszałam, że właściwie to wszyscy są wygrani bo przecież walczyli, ale jej to nie przekonywało (mnie tez nie bardzo). No cóż, przegrywać też trzeba umieć, a nie mogłam jej powiedzieć, że zawaliła bo słychać jej w ogóle nie było. No bo właściwie to dla mnie ona jest wygrana jak dla każdej matki jej dziecko, poza tym sukcesem jest, że po wyczytaniu sama wyszła na środek i zaczęła mówić (choć cicho jak myszka, ale zawsze).
No i tak to nam zleciał ten dzień.
Poza tym mój P poleciał do Warszawy i wraca dopiero wieczorem i gdyby nie dziadkowie to do tego konkursu trzeba by doliczyć płaczące niemowlę. Wtedy to tej recytacji nie byłoby słychać na bank.
Do tego wszystkiego znów zapomniałam zadzwonić do geodety, a P przypominał dziś o tym w smsie (wczoraj zresztą też) i wreszcie się wkurzy. Hmmm może wtedy sam zadzwoni? No to byłby niezły plan gdyby nie to, że geodeta jest moim wujkiem, a P nie było pisane go poznać. Wypada więc zebym to ja dzwoniła (mimo, że wujka nie widziałam od lat to i tak znam go lepiej niż P).
To tyle, a jutro więcej o nas.

środa, 20 listopada 2013

Witam Was serdecznie

Witam Was serdecznie na moim blogu.

Właściwie dopiero zaczynam przygodę z blogowaniem, ale wszystko, mam nadzieję, samo się rozkręci. Zacznę od wyjaśnienia skąd m&mMamma. Jak łatwo się domyślić jestem mamą (stąd Mamma ;)), a m&m od imion moich dzieci. Jestem po prostu mamą dwóch małych emenemsów. Dumną mamą.
Zapraszam do lektury.